O trzy bilardowe kule – dodam dla jasności. Wbicie tychże na jednym z zadań specjalnych mogło gwarantować chłopakom miejsce na pudle. Ale zamiast pudła zwycięzców, było sześć bolesnych pudeł na zielonym płótnie.
Oddaję głos Wiśni, bohaterowi sobotnich zmagań. „Udało się wystartować i to już był duży sukces, bo Staś w ciągu ostatnich dni zmagał się z chorymi zatokami. Co do samych zawodów, biegowo wyszło nieźle bo rajd ukończyliśmy na 2 miejscu, ale reszta zespołów przybyła w niewielkiej różnicy czasowej po nas, do 5 min. Nazbieraliśmy też o wiele więcej minut karnych niż te zespoły i zostaliśmy przesunięci dopiero na 5 miejsce. Ustrzeliliśmy dodatkowo aż 13 karnych minut, a zespoły przed nami góra 6, więc wtopa potężna. Na czym najbardziej zawaliliśmy? Moim zdaniem na bilardzie, gdzie na 6 strzałów trzeba było wbić 3 bile do łuzy a nam się nie udało żadnej (6min. kary za to) i jeszcze przybyliśmy na punkt jako 3 team i musieliśmy czekać na swoją kolej jakieś 5/6 minut (kolejna głupia strata czasu). Drugim głównym błędem było zadanie, gdzie trzeba było rzucać do kosza, to był nasz drugi z kolei punkt, na którym byliśmy trzeci i sobie go odpuściliśmy zamiast poczekać minute i pobiegliśmy dalej. Ten punkt zaliczaliśmy na sam koniec co kosztowało nas kilka minut dodatkowego dystansu i oczywiście zamiast rzucić wszystko udało mi się tylko raz trafić do kosza za co dostaliśmy kolejne 3 minuty kary. Generalnie te dwa błędy spowodowały taki a nie inny koniec. Myślę, że gdyby nie choroba Stasia i fatalne wtopy na punktach moglibyśmy powalczyć z Walugą i Więckiem – zwycięski duet był przed nami jakieś 20 minut.
Do trzech razy sztuka, chciałoby się powiedzieć. Rok na szlif koszykarskich i bilardowych umiejętności i wracamy gonić po pudło.