… biegać w sensie się da. Nawet całkiem szybko. A że do najszybszych nie należę, to oprócz ścieżki mogłem też rozpłynąć się w widokówkowych krajobrazach. Te zaś gwarantuje jedna tylko impreza w Polsce – Wysokogórski Bieg im. dh Franciszka Marduły.
Zgadza się – przesadzam, bo i przecudnych okolicznościowo biegów znalazła by się sowita garść w naszym pięknym kraju. Nie mniej jednak w kategorii Estetyka, Wyrypa i Trasa – Bieg Marduły z hukiem wbił się na pierwszą pozycję! Zakopiańskie Towarzystwo Gimnastyczne SOKÓŁ po raz czwarty zaserwowało nam danie nie byle jakie: 22 kilometry i 1700m przewyższenia. Było tak:
Zaczęliśmy w centrum Zakopanego i to była najgorsza część trasy. Bo raz, że człowiek widzi majaczący w sinej dali zabetonowany szczyt Kasprowego i ni cholery nie potrafi sobie wyobrazić, że w przeciągu półtorej godziny ma się tam znaleźć, i dwa, że asfalt, miasto i swąd Krupówek to nie jest to, po co przyjeżdża się na bieg górski. No i ten początek, proszę ja was, to wiadomo jaki jest – cisną wszyscy krzepko, jakby meta za zakrętem była. Tak więc zdążyłem się ugotować, zanim jeszcze skręciliśmy na Nosal. Podbieg na Nosal też wiadomo jaki jest – chodzony po prostu. Sapańsko na maksa, bo organizm ewidentnie dopiero wchodzi na wyższe obroty. Na szczęście sapią wszyscy obok, więc to Twoje maksymalne tętno i rzężący oddech mieści się w granicach „dobrego smaku” i tatrzańskiego savoir vivre. Zbieg w stronę Kuźnic również krzepko, choć krótki jestem jakiś za bardzo trochę i wyżyłowane, długonogie łydki mijają mnie z finezją i – dosłownie – polotem. Nic to, bo właśnie podano danie główne: z Kuźnic na Kasprowy, czyli 1100 pod górę. Z początku nie szarżuje i staram się utrzymać lekki trucht. Dystans i przewyższenie wchodzą gładko, aż sam jestem zaskoczony. Właściwie nikt mnie nie wyprzedza, zaś to ja mijam kilku szybkobiegaczy. I wszystko fajnie, ale za Myślenickimi Turniami szeroka i gładka ceprostrada zamienia się w upierdliwe schodki. Tu już biec nie będę. No chyba, że trafi się przed fotografkę, jak na zdjęciu powyżej to trzeba przyspieszyć ;). W partii podszczytowej widoczki jak trzeba. Przestrzał na całe Podhale plus Zachodnie, Giewont, Gubałówka – piknie jest! Na szczycie Kasprowego odbijam w zegarku pętelkę i jak byk stoi, że z Kuźnic zajęło mi to podejście 59 minut. Uf! Aż tak dobrze sobie tego nie wyobrażałem. No ale teraz zbieg. Dłuuuuuuuuuugi i stromy zbieg. Ja nie lubię zbiegów, bo po prostu zbiegać nie umiem. Co prawda nikt mnie nie wyprzedza, ale ślamazarnie odhaczam kolejne metry w stronę Hali Gąsienicowej. Mijamy schronisko, turyści patrzą jakoś tak…dziko [?!]. Troszkę pod górę i już nieco odważniej walę w dół z powrotem do Kuźnic. Nie ma się co oszczędzać – trzeba przyspieszyć. Wydłużam krok i mijam kolejnych biegaczy. W Kuźnicach myślę sobie, że dobrze by było, gdyby tu już była meta, bo wypompowany jestem do denka. A tu niespodzianka, bo jeszcze na Kalatówki. Niby marne 200 metrów w górę i ledwo dwa kilometry, ale do biegu się nie rwę. W końcu wylatuję na polankę, przyspieszam, meta, medal, jadło i tyle. Tak było fajnie!
Fajnie też miał zwycięzca. Marcin Świerc pobił rekord trasy, złamał dwie godziny [1:58], wyrżnął się w trakcie zbiegu elegancko [nie widziałem, ale ślady cielesne robiły wrażenie] no i zgarnął okrągłego tysiaka za owy rekord. Wśród kobiet pewnie i z dużą przewagą zwyciężyła Ania Celińska. Druga zaś była Magda Łączak, znana z rajdowych tras [Team 360 Stopni]. W ogóle rajdowej braci nie brakowało: Paweł Dybek był 7 [2:14], Irek Waluga 13 [2:20], zaś Piotrek Herzog 10[2:19]. Mój czas to 2:33, co pozwoliło mi na zajęcie 25 miejsca w gronie ok. 130 startujących. Oficjalne wyniki TUTAJ .
Zaś Bieg Marduły absolutnie polecam. Ja sam wpisuję go w kalendarz na rok przyszły. Howgh!
Kurde Czarny superowy bieg, szkoda, że człowiek nic o tym nie wiedział może by co się udało pobiec. Jak będzie w przyszłym roku to daj cynk jak się będziesz zapisywał chętnie potowarzyszyłbym w napieraniu w tak pięknej scenerii. Oczywiście gratuluję niezłego miejsca no i znalezienia się na pierwszej stronie wyników hihi Szacun Czarny
Organizacja tego biegu jest paradoksalna. Impreza nie ma swojej oficjalnej strony, a po necie wędruje jedynie regulamin w pdf’ie. Poza „branżowymi” portalami jak np. maratonypolskie.pl czy biegigorskie.pl, ciężko było odnaleźć jakąkolwiek informacje. Z drugiej strony sama organizacja na miejscu to absolutne mistrzostwo i profesjonalizm.
Poza tym w tym roku zdaję się, że zmieniono oficjalny termin imprezy. Z jesieni przeszła na koniec wiosny, co kilku personom umknęło. W każdym razie za rok atakujemy po raz kolejny. Dam znać!