Rudego come back z Himalajów

Maciek Stańczak, szerzej znany po prostu jako Rudy, zawrócił przed tygodniem z Himalajów. Wycieczka na której bawił, postawiła sobie za cel zdobycie Cho Oyu – pagóra, który to wznosi się nad poziomem morza – bagatela – 8201 metrów. Szersza relacja już wkrótce, a póki co – krótka, telefoniczna wzmianka Maćka.

Nasz bohater, tutaj na Piku Pobiedy Powróciłem żywy – krzyknął z początku Rudy, po szeregu ahów i ohów, związanych z pierwszym telefonicznym kontaktem z Maćkiem od jakichś dwóch miesięcy – ale na tarczy. Nie udało się wejść na szczyt. Pośród uczestników wyprawy ta sztuka udała się tylko dwóm osobnikom: Kamilowi Grudniowi i Piotrkowi Tomali. Zabrakło trochę mocy, a pagór też łatwo nie puszczał. Mimo tego było fantastycznie i trzeba będzie jeszcze tu kiedyś wrócić – zapodał Rudy. I to by było na tyle. Korzystając z rozszerzonej pojemności płuc po ośmiotysięcznych wojażach, Rudy planuje teraz gdzieś pobiegać. Rzeźnika na przykład, albo coś równie ostrego. No i schudło się chłopinie jakieś 7 kilogramów, co pomoże przy pokonywaniu kolosalnych przewyższeń. Póki co Rudy powraca do życia, na nowo zapoznając się z luksusami zachodniej cywilizacji, jak np. łóżko czy prysznic. Musi boleć, ale Rudy to twarda bestia. Wkrótce szersza, pełna cudnych fot relacja, a póki co – Cho Oyu w pełnej krasie.

Scroll to top