Sprinterski zaczyn

Gdy po trzydziestu minutach interwałowego ganiania od perforatora do perforatora wbiegłem na metę zziajany i zbity jak gimnazjalista po teście na tysiaka, przez zamglony mózg przepełzła mi myśl, że jak to dobrze, że raz na dekadę zdarzają się cuda pokroju kostarykańskich Mistrzostw Świata, które przywracają elementarną wiarę w niezmienne prawidła naszego sportu, jak też dają rajdowemu średniakowi akuratną skalę do identyfikacji rajdowych przedsięwzięć.

Na mecie, nie mniej akuratnie nazwanych zawodów, „Katowice wieczorową porą”, wpadłem na Marzkę i Artura Moroniów – też pogonili w okolicach 30 – 40 minut, ale w ich skali chyba nawet nie wyszli z domu. Pamiętając jak przez pięćdziesiąt godzin zataczali na butach syte koło w Kotlinie Kłodzkiej, ganianie za 30 punktami kontrolnymi na dystansie nie przekraczającym 1/45 Biegu Siedmiu Szczytów, musiało być doświadczeniem biegunowo skrajnym. Acz niezwykle ciekawym.

Prawie 200 osób - nielicha frekwencja jak na środek tygodnia. foto fb.com/slaskiear
Prawie 200 osób – nielicha frekwencja jak na środek tygodnia. foto

Ostatnimi latami wyrosły bowiem w polskich metropoliach cykliczne imprezy z orientacją w tytule. Krótkie, żwawe, wieczorne, w środku tygodnia – w sam raz jako ciekawy element cyklu treningowego. Ganiają już w Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu, Szczecinie, Łodzi, Trójmieście. Tym fajniej, że południe kraju wreszcie dorobiło się swojego cyklu – Katowice Wieczorową Porą brzmią z dala od ekstremy i bardzo fajnie. Fajnie, bo trasy Open i Profi oferują się dla biegowego towarzystwa bez kompetencji nawigacyjnych. Zgubić się trudno, bo to miasto, a jak ktoś się bardzo boi, można dobrać kumpla, żonę, szefa albo psa do zespołu i pogonić w poszukiwaniu biało czerwonych lampionów. Dla mnie druga edycja KWP była chrztem bojowym tak krótkiej formy nawigacyjnej – cóż, bawiłem się przefajnie, plącząc się i mnożąc błędy, ale ganiając z frajdą godną ciekawego rajdu. Duże ukłony dla Franke, Walugi i spółki.
Katowickie AWF z boiskami, ogrodzeniami, płotami i ciasnymi przejściami to jedna z dwóch przestrzeni drugiej edycji KWP - po kładce przez autostradę uczestnicy wbiegali do parku Kościuszkia
Katowickie AWF z boiskami, ogrodzeniami, płotami i ciasnymi przejściami to jedna z dwóch przestrzeni drugiej edycji KWP – po kładce przez autostradę uczestnicy wbiegali do parku Kościuszki. foto śląskie AR

W duchu sprinterskim pogonili też w minionym tygodniu Marek ze Stasiem na trasie II Rekreacyjnego Duatlonu w Raciborzu. Impreza taka rekreacyjna, że na liście startowej same zawodowe nazwiska z triatlonu. Tym większe chapeau bas dla Stasia, który imprezę opędzlował, zaliczając dystans 4 km bieg – 8 km rower – 4 km bieg w równą godzinkę. Moment za nim, ale już na czwartej pozycji, wpadł Marek, tłumacząc się gęsto, że Stasiu jechał z koszyczkami na pedałach ;).
Marek, jak widać, bez koszyczków. Pogonił chyżo - 4 miejsce. foto naszraciborz.pl
Marek, jak widać, bez koszyczków. Pogonił chyżo – 4 miejsce. foto naszraciborz.pl

A myśl kostarykańska dopadła mnie, gdy uświadomiłem sobie, ze w temacie rajdowym, kończący się już rok, oferował na krajowym polu ledwie jedną (!) imprezę ar o długości przekraczającej dobę dla zwycięzców. Był to oczywiście zimowy AREC w Beskidzie Niskim. Doba, jak to mizernie brzmi przy 170 godzinach, które potrzebowali Thule na zdobycie tytułu. Jak dobrze więc, że zapowiedzi nowego 2014 są już o niebo bardziej optymistyczne. I pod tenże rok te sprinterskie gonitwy.

Stasiu leci po pierwsze miejsce - z koszyczkami. ot i tajemnica zwycięstwa ;). foto naszraciborz.pl
Stasiu leci po pierwsze miejsce – z koszyczkami. ot i tajemnica zwycięstwa ;). foto naszraciborz.pl
Scroll to top