Odkopujemy archiwalia

Tydzień, może trochę dłużej, zajęło mi segregowanie, obrabianie i publikowanie materiałów z poprzedniej strony teamu. Ale już są! Na niektóre – głównie te oznaczone moim autorstwem – spoglądam ukradkiem, trochę zaskakując sam siebie. – Ja coś takiego napisałem? Takie bzdury? – śmieję się sam z siebie.

Retrospektywy chyba już to do siebie mają, że człowiek – rzekomo obeznany w sobie – spogląda na to co wyczyniał kilka lat temu i… łapię się za głowę. Nie, to nie jest oznaka przedwczesnego dziadzienia. Bardziej znaczy, że po prostu „zmiana” wpisana jest w okres „dwudziestolatkowania”. I fajnie, że się pisze relacje – co podkreślać będę zawsze – bo ilość emocji, które wypływają po takich retrospektywach jest fantastycznie orzeźwiająca.

Ale do rzeczy. Utworzyłem nową zakładkę – ARCHIWUM. W niej możecie przekopać się przez grono prawie dwudziestu relacji. W tej chwili są to tylko relacje, ale wraz z rozwojem bloga pojawiać się tam będą odnośniki do naszej bieżącej działalności, obejmującej rozmaite dziedziny – treningi, artykuły, kajakowanie, grotołażenie, skałkowanie, itd.
Polecić chciałbym kilka tekstów, które w teamie mają status „kultowych”. O potwierdzenie tej tezy w szerszym gronie poproszę jeszcze was. A póki co…

Rok 2004. Tak, bite sześć lat temu. O rajdach słyszeli wtedy nieliczni szczęśliwcy, którzy by dać upust swojej woli auto-destrukcji, gromadzili się wtedy generalnie raz w roku na „dożynkach”, czyli pierwszych edycjach Adventure Trophy. Ale, że wola w narodzie była silna, to rajd dla tak zwanego „normalnego człowieka”, zorganizowali wtedy harcerze z Poznania. Impreza o nazwie Błękitny Grom wsławiła się niedoścignioną liczbą zespołów – bodajże 50 czwórkowych teamów! I nasi tam byli, a edycję w 2004 roku to nawet mocno opędzili. Relację wyskrobała Magda Bregin, a na dowód – po lewej stronie, lekko do góry – fota, co się zowie – ostatnie metry przed metą. To Błękitny Grom rok później, ale też byliśmy w czubie – 2 miejsce. Zapraszam do poczytania tutaj.

Później bywało różnie. Startowaliśmy sporo, co znajduje swoje odbicie w liczbie relacji. Mini BWC w 2006, masakryczny trasa SPEED w 2007 na dużym Bergsonie, zwycięski Rajd Nocny Krzemień i inne.

Zwrócę uwagę jeno, nieskromnie, na mój debiut . Nieskromnie, ale tak naprawdę nie ma się czym chwalić. Dla zastanawiających się nad rajdami – przeczytajcie TO! I nie popełniajcie tego samego błędu. Bo ja – jurny kozak, z doświadczeniem w postaci przebiegniętego maratonu, jakichś tam górek większych, porwałem się na rajd, który – bagatela – liczył sobie prawie 250 km. Rajdu – jak nie trudno się domyślić – nie skończyliśmy. Zabrakło niewiele, ale beznadziejne napieranie okupiłem ciężką kontuzją kolana. A wspomniana napierka to Ekstremalny Rajd Orła.

I ostatnim akcentem, który warty jest wspominki, jest wyczyn Rudego[ zdjęcie powyżej] wespół z Witem Zawadzkim. Że panowie chodzą po górach wysokich, to już wiemy, ale to co zaprezentowali w Pamirze, to coś – dla takich maluczkich jak Ja – kompletnie niewyobrażalnego. Na jednej wyprawie obrobili najpierw Chana Tengri, a później – bodaj jedną z najtrudniejszych gór świata – Pik Pobiedy. Będąc jeszcze w Biszkeku napisali krótką relacje o tym jak to się łoi siedmiotysięczniki.

Zapraszam do poczytania, bo – zaręczam – jest co. Niedługo nowe treści.

Scroll to top