Od Kieratu minął już tydzień, wszelakie bóle [jeżeli takowe się pojawiły] zeszły, odeszły w niepamięć. Długiej relacji nie będzie. Bo i wspominać nie ma czego. Swą przygodę z pierwszą w życiu setką na orientację skończyłem bowiem przedwcześnie.

To tyle. Bywa i tak. Hipotez dotyczących niewydolności żołądka mnóstwo. Może to wlewane na potęgę chemikalia w połączeniu z równie nienaturalnymi żelami energetycznymi? A może trwała wada? Konsekwencja wielu lat trudności żołądkowych? Trudno powiedzieć, pierwsze kroki w stronę profesjonalnej diagnozy podjęte. W każdym bądź razie, szkoda ogromna. Łydka podawała nad wyraz żwawo, do owego 70 kilometra szedłem właściwie bezbłędnie, pewnie obierając warianty i nie obijając się na szlakach. Rewanż 2012 wskazany.
Bo też Kierat to fantastyczna impreza. Jedyna w naszej ojczyźnie górska setka na orientację. Rozgrywana już po raz ósmy zebrała absolutnie ścisłą czołówkę rodzimych setek, a to za sprawą fantu generalnego, jaki można było wyłowić – tytuł Mistrza Polski w Pieszych Maratonach na Orientację. Jego zdobywcą okazał się Maciej Więcek, pokonując trasę w zawrotnym, rekordowym czasie 12h42min. Wśród kobiet triumfowały exaequo Justyna Frączek i Sabina Giełzak, osiągając metę po 16h40min. Pogratulować!
